Spokojnym krokiem przemierzałam ulice miasta, oglądając najróżniejsze rzeczy powywieszane na wystawach sklepów. Od soczystych jabłek aż po naprawdę niezłe ubrania. Wszystko wydawało się takie spokojne w środku nocy... nie to, co w dzień. Jeden wielki harmider, ludzie spieszący się do pracy, dzieciaki biegnące do szkoły, a w tym tłumie ja: zwykła niska nastolatka o czarnych oczach i kasztanowych włosach.
W nocy za to czuję się tak, jakbym była w centrum uwagi. Nikogo na ulicy przecież nie ma, wszyscy śpią, co nie? I to właśnie czyni mnie inną, wyróżniającą się. Kochającą noc, nie przepadającą za dniem.
Gdy na mojej drodze napatoczył się jakiś kamyk, wykopywałam o mocno do przodu, wsłuchując się w głuchy dźwięk spowodowany odbijaniem się jego od chodnika. Całkowita cisza. Tylko ja, kamyki do kopania, rozgwieżdżone niebo i miasto zanurzone w śnie.
A tyle się ostatnio słyszy o terrorystach.
Zatrzymałam się w miejscu, spojrzałam w górę i wciągnęłam do płuc wilgotne, nocne powietrze. Dobrze, że w pobliżu był park. Inaczej wszyscy udusiliby się w tych spalinach samochodowych, których teoretycznie wraz z wiekiem powinno być mniej.
Ruszyłam kilka kroków na przód i wtedy poczułam jak na kogoś wpadam.
Brawo, gratulacje, witamy na ziemi wiecznie rozmarzona, roztargniona Pain.
Alex?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz