Spojrzałam wyczekująco na Brajana.
- Który to Mars? - zapytałam.
- Może najpierw spróbuj z którymś z jego ludzi? - zakpił.
Pochyliłam się nad nim rozbawiona.
- Jak myślisz, kto wzbudza więcej podejrzeń? Dziewczyna pnąca się po szczeblach aż do najbardziej znaczącego członka mafii, zagadująca najpierw jego sługusów? Czy pewna siebie, która od razu upatrzy sobie tego najważniejszego i go skusi? - zapytałam, nie dając mu jednak odpowiedzieć, tylko odchodząc na bok i wypatrując we wskazanym wcześniej odruchowo przez kolegę Brajana kierunku, gdy mówił o Marsie.
Była tam grupka mężczyzn, jednak jeden niewątpliwie się wyróżniał. Zachowywał się, jakby był królem, wkoło pełno było dziewczyn, a osiłki rechotały z jego żartów. To musiał być Mars.
Ruszyłam na parkiet, kołysząc biodrami i uśmiechając się zalotnie, gdy mężczyzna pochwycił mój wzrok. Z doświadczenia wiedziałam, że kilka uśmiechów posyłanych mężczyźnie podczas tańca jest dla niego zaproszeniem. Działa to na wszystkich, którzy przychodzą do klubu sami. No i także dla wielu, którzy przychodzą z dziewczynami i je wystawiają.
Gdy zaczęłam tańczyć, od razu poczułam, jak ktoś obejmuje mnie od tyłu i po chwili kładzie dłonie na moje biodra. Spojrzałam wtedy znów wyzywająco na Marsa, uśmiechając się leniwie. Nie musiałam robić nic więcej - mężczyzna od razu wstał, idąc w moją stronę i odpychając ode mnie natrętnego kolesia.
- Kusicielka - usłyszałam ochrypły głos Marsa.
- Skuteczna, skoro udało mi się skusić ciebie - wyszeptałam, uśmiechając się szeroko i tańcząc z mężczyzną.
Po kilku piosenkach pociągnął mnie za rękę, sprowadzając z parkietu i prowadząc w stronę loży, gdzie usiadłam, a Mars zniknął przy barze po drinki dla nas. Po chwili wrócił z dwoma szklankami whisky, podając mi jedną i upijając łyk swojej.
- Z kim tu przyszłaś? - zapytał. - Nie znam cię. Jesteś nowa. Nie wpuściliby cię samej.
- Czy to ważne? - zaśmiałam się cicho. - Wydaje mi się, że ważniejsze jest, z kim spędzę tu czas niż to, z kim tu przyszłam.
Mars uśmiechnął się, widocznie moja pewność siebie spodobała mu się.
- Dlaczego nie pijesz? - zapytał, wskazując na stojącą przede mną whisky.
- Nie jestem idiotką, by przyjmować cokolwiek z rąk obcego faceta - zaśmiałam się. - Skąd mam wiedzieć, czy niczym tego nie zaprawiłeś?
Mężczyzna popatrzył mi w oczy, w końcu się uśmiechając i skinął głową, biorąc moją whisky, a mi podsuwając swoją szklankę.
- Pasuje? - zakpił.
W ramach odpowiedzi, wychyliłam szklankę, opróżniając ją do połowy z zawartości, a po chwili dopijając resztę.
- Zamówię ci kolejną - stwierdził rozbawiony, już mając wstać, gdy położyłam dłoń na jego kolanie, powstrzymując go.
- Nie będę pić sama, a wątpi, byś ty chciał się upić przed wyścigiem - zakpiłam.
Mars uśmiechnął się szeroko, zdejmując moją dłoń ze swojego kolana i kładąc ją na swoim udzie.
- A więc przyszłaś obejrzeć widowisko? Jak wygrywam? - zapytał, mierząc mnie wzrokiem.
- Żaden to wyczyn, gdy brak poważnych przeciwników - skwitowałam.
- Masz na myśli...? - zaczął, marszcząc brwi.
- Montago dziś odpuścił, więc nie masz z kim przegrać - pozwoliłam sobie na sprowokowanie go i lekki blef. - Co to za wygrana, skoro przeciwnicy są przegrani już na starcie, nie dorównując ci do pięt?
- Uważasz, że gdyby Montago brał udział, przegrałbym z nim? - zapytał z niedowierzaniem.
- Cóż, dowiemy się następnym razem - zaśmiałam się cicho, wstając i wyciągając dłoń, by pogładzić go na odchodne po policzku.
Mars złapał mnie za rękę, przytrzymując przy sobie.
- W takim razie, kiedy Montago będzie się ścigał, nie możesz przegapić tego, jak z nim wygrywam - powiedział stanowczo.
- Z kim tu przyjdę? - zapytałam, powtarzając jego słowa, którymi rozpoczął rozmowę. - Nie znają mnie. Jestem nowa. Nie wpuściliby mnie samej.
Kąciki ust Marsa uniosły się w uśmiechu, gdy zrozumiał, że to jego słowa.
- Bystra - pochwalił. - Wejdziesz bez problemu na każdą imprezę i wyścig - obiecał.
(Brajan? Chloe umie sobie wejściówki załatwić )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz